Po powrocie z motocyklowych rekolekcji kapłańskich, w sobotę jak zwykle, o czym już pisałem na blogu, pojechałem z samego rana (6:15) do parafii gdzie codziennie sprawuję Mszę św.
Po Eucharystii, wróciłem do domu i poszedłem na refektarz na śniadanie. Nic w tym dziwnego, (choć, bardzo rzadko kiedy chodzę na śniadanie, które częściej zastępuje mi kawa).
Wchodzę na refektarz i … stanąłem jak „wryty”. Oto przy stole siedzi i je śniadanie, jeden z uczestników rekolekcji, który przyjechał do warszawy ze szczecina. Przyjechał do łodzi, odwiedzić swojego znajomego i zatrzymał się w WSD. Nie ukrywam, ze zdziwiłem się bardzo, a jednocześnie była to dla mnie niesamowita niespodziana.
Porozmawialiśmy chwilę, zjedliśmy śniadanie, a następnie On ruszył w dalszą drogę a ja poszedłem do swoich obowiązków. Przysłowie powie: góra z górą się nie zejdą, ale człowiek człowiekiem zawsze!