Wykorzystując urlop, którym cieszyłem się tydzień w tym roku, a to i tak chyba zbyt długo, postanowiłem, że 15 sierpnia tj. uroczystość Wniebowzięcia NMP wykorzystam na to, by odwiedzić jedno z sanktuariów Maryjnych w naszym kraju.
Na myśl oczywiście od razu przyszła mi Częstochowa, ale jako, że za kilka dni wyruszę na szlak pielgrzymi w kierunku Jasnej Góry, to pomyślałem, że może by tak… np. do Lichenia.
Jak pomyślałem tak też zrobiłem. Sprawdziłem o której godzinie odbywa się Msza św. odpustowa w Licheniu i wyglądając za okno i widząc całkiem nie złą pogodę postanowiłem pognać tam na moim metalowym rumaku.
Wyszykowany motocykl, wciągnięta na grzbiet skóra, czarna koszula do koloratki, a w plecaku biała alba i… w drogę. W półtorej godziny pognałem przed siebie.
Jako, że do Konina z mojego miasta prowadzi autostrada, więc po 40 min. jazdy autostradą byłem na drugim jej końcu.
Następnie po dotarciu na miejsce miałem jeszcze czas na indywidualną modlitwę, a następnie wziąłem udział we Mszy św. sprawowanej w samo południe. Zdziwieniu mojemu nie było końca gdy zobaczyłem bazylikę licheńską, którą pewnie wszyscy dobrze znamy po brzegi wypełnioną wiernymi. To widok nie codzienny muszę przyznać, a do tego w ręku wielu pielgrzymów były przygotowane bukiety, które zostały poświęcone podczas Eucharystii.
Innym ciekawym ale i wyjątkowym doświadczeniem moim było to, że w świątyni zaobserwowałem młodych ludzi, którzy często przyjechali z rodzicami (młodzież)ale także z teściami (żyjący już w zawiązkach małżeńskich), nic w tym dziwnego ale… zobaczyłem, że ci młodzi ludzie modlą się, a nie tylko przychodzą zobaczyć i pozwiedzać. To ważne, bo o takie doświadczenie trudno np. w Częstochowie.
Po Eucharystii poszedłem jeszcze zobaczyć tzw. Golgotę oraz stary Kościół gdzie znajdował się kiedyś wizerunek Matki Bożej Licheńskiej, a następnie ruszyłem w drogę powrotną do domu.
W sumie przejechałem na moim metalowym rumaku 272 km. tj. 136 km. w jedna stronę, spod samego domu na parking w Licheniu.