Kolejny dzień pobytu w Gdańsku został bardzo pieczołowicie przygotowany przez Brata, u którego gościłem. Chciał pokazać mi wiele, podzielić się pięknem swojego miasta i zrobił to wyśmienicie.

Po porannej Mszy świętej, którą miałem radość celebrować w domowej kaplicy Braci Szkolnych, dla Braci Szkolnych, po śniadaniu i po przepysznej kawie połączonej z rozmową z Braćmi, których choć widziałem w większości pierwszy raz na oczy, a rozmawiało mi się z nimi wyśmienicie – wyruszyliśmy w drogę na zwiedzanie. Dodam, że na co dzień Bracia chodzą na Mszę św. do kaplicy szkolnej albo do kościoła parafialnego, więc ta Eucharystia dla wszystkich była wydarzeniem.

Pierwszym miejscem, które odwiedziliśmy były fortyfikacje gdańskie, w których zobaczyliśmy interaktywną historię Gdańska oraz przepiękną panoramę miasta. Z fortu udaliśmy się na rynek starego miasta zatrzymując się przy bramach do miasta, przy Neptunie oraz podziwiając piękne gdańskie kamieniczki przepięknie ozdobione. Zwiedzający Gdańsk nie może ominąć Żurawia oraz nie może nie przejeść się wąskimi uliczkami starego miasta, które prowadzą do największego kościoła halowego w Europie jakim jest Bazylika Mariacka. W bazylice Mariackiej byłem nie po raz pierwszy, ale po raz kolejny, niemniej podobnie jak wcześniej tak i tym razem, bazylika zrobiła na mnie piorunujące wrażenie. Olbrzymie – wręcz przytłaczające swoim ogromem – miejsce które tchnie zimnem surowości białych ścian, wysokich okien bez witraży i niewielką ilością ołtarzy pasujących stylem do tego miejsca. Zabytkowa świątynia cieszy się zainteresowaniem turystów z Polski i zagranicy, którzy tłumnie przybywają by zobaczyć ten wyjątkowy na mapie Gdańska ale i całej Polski kościół.

Z bazyliki Mariackiej poszliśmy zobaczyć kościół dominikanów – zabytkowy i szczególny, gdyż jako jedyny w Gdańsku pozostał w użytkowaniu katolików i nigdy nie przeszedł w ręce protestantów. Nawiedziliśmy kościół oo. Karmelitów i księży Sercanów oraz księży Jezuitów.

Oczywiście znalazła się też chwila na rozmowę przy przepysznym obiedzie, który zjedliśmy wraz z Bratem w niewielkiej knajpce prowadzonej przez Ukraińców.

Po powrocie i szybkiej kawie w domu zakonnym, Brat zabrał mnie na wyprawę do Sopotu. Szybki przejazd autobusem i oczom naszym ukazał się deptak na końcu którego widniał duży napis MOLO. Skręciliśmy nie co na lewo i przeźroczystą windą wjechaliśmy do kawiarni, w której wypiliśmy kawę siedząc na wysoko usytuowanym balkonie z którego rozpościerała się panorama Spotu, a dokładniej plaży sopockiej. Nie mogło oczywiście zabraknąć blisko 4 km. spaceru po sopockiej plaży idąc w kierunku gdańska. Ciepła morska woda i zimny plażowy piasek, zachodzące – niemalże na czerwono słońce, dzieci bawiące się przy brzegu morza, ludzie siedzący koszach lub odgrodzeni parawanami, oraz mewy latające ponad głowami lub pływające przy brzegu to malowniczy obraz jaki widziałem w czasie spaceru, który niewątpliwie był wieńczeniem tego pełnego wrażeń dnia zwiedzania.

Wieczór zakończony podróżą tramwajem do domu dopełniły długie rozmowy o teologii przy przepysznym piwie.


ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here