Od zawsze lubiłem zegary. Kiedy byłem dzieckiem dostałem od nieżyjącej już dziś sąsiadki – taki radziecki – zegar z kukułką. Towarzyszył mi on także w czasie mojej formacji seminaryjnej i był postrachem kleryków którzy ze mną mieszkali. – jak będziesz mieszkał z… to będzie ci nad głową kukało – mówili. Po zakończeniu formacji kukułkę zabrałem na parafię ale w czasie przeprowadzki coś tam nie zadziałało i tak nieruchomy wisiał i czekał….

W tak zwanym międzyczasie kupiłem sobie zegar z wahadłem. Pierwszy metron kupiłem za 50 zł w komisie meblowym. Drugi na aukcji allegro. Beckera – zegar trzeci – dostałem od jednego z kolegów księży. I tak się ich jakoś nazbierało…

W ostatnim czasie drugi z kolei zegar z wahadłem zaczął się późnić, zwalniał, przestał bić aż wreszcie przestał chodzić. Postanowiłem pójść z nim do zegarmistrza i to do tego, u którego był już w 2019 roku. Niestety z uwagi – pewnie na okres wakacyjny – zakład był zamknięty więc znalazłem – po opiniach w necie innego zegarmistrza – do którego zawiozłem swojego metrona.

Pamiętam dobrze był to 21 czerwca. Zostawiłem zegar w zakładzie z zapewnieniem, ze za dwa tygodnie, otrzymam telefon z informacją co dzieje się z mechanizmem, oraz jakie będą przybliżone koszty naprawy. Po dwu tygodniach niestety nikt nie zadzwonił. Odczekałem jeszcze dwa dni i postanowiłem zadzwonić. Z rozmowy telefonicznej dowiedziałem się, że to tylko rutynowa konserwacja, która potrwa tydzień i będzie kosztowała 200 zł. Odczekałem kolejne dwa tygodnie – bo w tym czasie byłem na urlopie i zadzwoniłem ponownie, by dowiedzieć się czy mogę odebrać zegar. Niestety nikt nie odbierał. Postanowiłem pojechać do zegarmistrza – był to już bowiem 25 lipca. Jak się okazało, zegar owszem był, ale… jak stwierdził pan zegarmistrz – o znów stanął. Ja nie wiem co z nim jest do końca. Coś tam się zatrzymuje. Po czym dowiedziałem się, że jeszcze tydzień pracuje, a potem idzie na dwa tygodnie na urlop, więc zegar może będzie gotowy za 3 tygodnie. Nie ukrywam, ze to co usłyszałem rozjątrzyło mnie i powiedziałem, ze nie ma różnicy czy będzie wisiał w zakładzie czy u mnie na ścianie skoro i tak nie jest naprawiany. Na to usłyszałem, że mistrz ma jeszcze inne zegary do naprawy. Więc podjąłem decyzję, że zabieram go – po 35 dniach do domu.

W swoje bezradności poprosiłem mamę o pomoc by wskazała gdzie można w moim mieście znaleźć jeszcze dobrego zegarmistrza. Pojechałem pod wskazany adres ale… jak się okazało, ów zegarmistrz nie naprawia już takich dużych mechanizmów, ale… wskazał mi miejsce – adres- gdzie od lat zegarmistrz pracuje i naprawia takie zegary.

Pojechałem pod wskazany adres, gdzie pan po obejrzeniu zegara powiedział. Naprawa tego będzie kosztowała tyle co duży bak benzyny do samochodu a więc – 530zł. Tu trzeba zrobić konserwację i coś tam po prostować. Na ścianie wisiały zegary z wahadłem do kupienia za 700 zł. więc powiedziałem, że skoro naprawa kosztuje 530, a za 700 można kupić podobny, to po co naprawiać. Ale to stara cena jest na tym zegarze. – usłyszałem. Zabrałem swojego metrona i pojechałem dalej szukać zegarmistrza.

Pojechałem do kolejnej dzielnicy mojego miasta, gdzie w małym zakładzie na parterze w bloku – leciwy pan – naprawiał zegary. Kiedy przyniosłem zegar i wyjąłem go z opakowania zegarmistrz zaczął sapać, a po wyjęciu mechanizmu narzekać mówiąc, że to duzo roboty, że nie ma czasu, że ma dużo zegarów do naprawy, a w ogóle to będzie dużo kosztować. Dodam, że siedział za biurkiem i oglądał kabarety w TV, który ma w zakładzie – tak zapracowany mistrz. No ale.. naprawa będzie trwała do 2 tygodni, a jej koszt 430 zł. Jest już 100 zł mnie, ale czy ten pan to naprawi. Zrezygnowałem i zabrałem zegar do samochodu.

Nieco zdenerwowany, by nie powiedzieć wkurzony postanowiłem pojechać raz jeszcze do mojego zegarmistrza, który był 1,5 miesiąca temu zamknięty, może będzie otwarty. Pojechałem do centrum mojego miasta i…. zakład otwarty. Uradowany wszedłem do zakładu i zobaczyłem pana zegarmistrza. Zaniosłem zegar. Powiedziałem, że w 2019 roku pan go naprawiał i że nie bije i zatrzymuje się. Mistrz wyjął pożółkły bloczek z pokwitowaniem (daty w bloczku były 19…) i zapisał naprawa metrona. Kiedy dopytałem ile to może kosztować, odpowiedział – tak 150 zł. Zapytałem jeszcze – wie pan mam jeszcze kukułkę, taką radziecką, ale bez wahadła, nie działa, czy może pan ją zobaczyć? Oczywiście – usłyszałem. Przyniosłem z samochodu kukułkę.

Dokładnie 2 sierpnia – a wiec 9 dni od przywiezienia zegarów otrzymałem smsa z zaproszeniem po odbiór dwu zegarów. Za naprawę obu zapłaciłem 300 zł. dodam, że do kukułki zegarmistrz dołożył mi oryginalne wahadło, które było w cenie naprawy.

Dla zobrazowania:

  • 21 czerwca br. – 25 lipca (35 dni – w tym dni wolne) – przewidywana opłata – 200 zł.
  • 25 lipca  –  2 sierpnia  (9 dni – w tym dni wolne) – przewidywana i uiszczona opłata – 150 zł., za naprawę dwu zegarów – 300 zł.

Co napisać więcej… są jeszcze dobrzy ludzie, specjaliści w swoim fachu, wyjątkowi mistrzowie, dla których praca to pasja, zawód to powołanie, a klient to, ktoś komu trzeba pomóc. Jestem bardzo wdzięczny temu starszemu panu Zegarmistrzowi za wykonaną pracę i serce jakie w nią wkłada. Jak dobrze, że są tacy Mistrzowie.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here