11 listopada – Święto Niepodległości – to dzień dla mnie dość pracowity – nic w tym nadzwyczajnego, gdyż jest tak co roku od przynajmniej 6 lat.
Tegoroczna uroczystość 11 listopada – jak zwykle – była związana z robieniem zdjęć, rejestrowaniem nagrania audio, a potem to, co zebrałem uporządkowałem i zamieściłem w mediach wysyłając co potrzeba do mediów świeckich jak i kościelnych.
Pewnie na tym mógłbym skończyć gdyby nie to, co wydarzyło się w czasie uroczystości katedralnych. O godz. 10:00 rozpoczęła się uroczysta Msza Święta w intencji Ojczyzny, której przewodniczył mój biskup. Jak zwykle sfotografowałem poczty sztandarowe, oraz procesję wejścia, dojście duchownych do ołtarza, i udałem się w stronę wiernych, by i ich utrwalić na fotografii. Kiedy zacząłem robić zdjęcia wiernym przy trzeciej lub czwartek fotografii aparat w jednej chwili odmówił mi posłuszeństwa. Ale jak to, zdziwiłem się. Na wyświetlaczu aparatu pojawił się komunikat – terror 20 – wymieć akumulator – wyłącz i włącz aparat. Wedle wskazówek zrobiłem jak mi polecono i… nic. Raz, drugi, trzeci i… nic. Lekko poirytowany, by nie powiedzieć wkurzony poszedłem do biura, gdzie znajduje się – pierwsza, którą używałem, lustrzanka (na szczęście akumulator był naładowany) zostawiłem dotychczasowe narzędzie pracy i ze starym sprzętem – z którym się przeprosiłem – poszedłem dalej fotografować.
Zdjęcia na Mszy św. zrobione, następnie przed kościołem i przy grobie nieznanego żołnierza również, więc po wszystkim trzeba było jeszcze to co już mam przygotować do publikacji.
Po powrocie do domu sprawdziłem – aparat dalej nie działał, więc już 12 listopada z samego rana zadzwoniłem do znajomego serwisu, z zapytaniem czy, kiedy i w ogóle da się zrobić z tym sprzętem, Pan – znany mi i ceniony w środowisku fotografów znawca tematu powiedział – wie pan u mnie teraz są terminy – do miesiąca! Po takiej informacji – przyznam – momentalnie się wkurzyłem, bo przecież aparat to moje narzędzie pracy. Ale po chwili usłyszałem, niech pan przyjedzie do serwisu na 10:00 zobaczymy. Pojechałem, znawca ocenił, sprzęt zostawiłem i… czekam na naprawę – która ma nastąpić w przeciągu kilku dni. Tak są dobrzy i pomocni ludzie na tym świecie.
Na koniec dodam jeszcze, że… już tradycyjnie w święto niepodległości udało mi się zrobić wspólne selfie z dziennikarzami będącymi na uroczystościach religijno – patriotycznych, a po ich zakończeniu podszedł do mnie duchowny prawosławny (kapelan wojskowy) i poprosił, by – jeśli to możliwe – przesłał mu kilka zdjęć z uroczystości, by mógł je zamieścić w Internecie, ale i by sam miał pamiątkę dla siebie. To było niezwykłe miłe, bo po raz kolejny doświadczam, że to, co robię jest komuś potrzebne.