Nie dalej jak tydzień temu system uwolnił mój rok urodzenia, od kiedy to mogłem zgłosić swój akces do zaszczepienia się w ramach ogólnopolskiego projektu szczepień przeciw Covid19. Po zgłoszeniu się od razu sms-em otrzymałem informację o dacie, godzinie i miejscu szczepienia – środa 5 maja br.

Nie było przypadkiem, bo nie wierzę w przypadki, na miejsce szczepienia został wyznaczony szpital zakonny, w którym posługiwałem jako wolontariusz w ubiegłym roku.

W środę tuż przed południem wsiadłem w autko i pojechałem do szpitala, a konkretnie do poradni przyszpitalnej gdzie mieści się punkt szczepień. Idę po znakach, wchodzę do sali w progu której słyszę.. o szczęść Boże księże.. – tu moje zdziwienie i zaskoczenie sięgnęło zenitu, ale… skąd i jak.. wszak nie miałem na sobie stroju duchownego i poszedłem ubrany całkowicie po świecku. Bo widzi ksiądz, kontynuowała pani pielęgniarka, my pamiętamy naszych wolontariuszy – odpowiedziała z uśmiechem. Następnie kazała mi usiąść i wypełnić specjalny kwestionariusz, w którym znalazły się pytania dotyczące ostatnich tygodni i dni związanych z najbliższymi i covidem.

Z wypełnionym formularzem poszedłem do lekarza pierwszego kontaktu, który po krótkim wywiadzie skierował mnie na szczepienie.

Tuż obok w gabinecie, panie pielęgniarki czekały już przygotowanymi dawkami szczepionki, a jedna z nich była przeznaczona dla mnie. – Proszę zdjąć koszulę i podwinąć koszulkę!- usłyszałem. Po czym w jednej chwili kilka miligramów białego płynu wstrzyknięto do mojego organizmu. Zrobiłem jeszcze pamiątkowe foto i wyszedłem z gabinetu, by odczekać jeszcze 15 min. przed pójściem do domu.

Siedząc w poczekalni przyjrzałem się niewielkiemu kartonikowi tzw. paszportowi, na którym zamieszczono informację z imieniem i nazwiskiem, nazwą szczepionki oraz datą pierwszego i drugiego szczepienia.

Całość wyprawy na szczepienie od wyjścia z domu i powrotu do domu to blisko godzina. Do wieczora pozostałem w domu, położyłem się i przespałem – to był leniwy czas. W zasadzie nic mi nie było, tylko taka słabość, błogość i ból ramienia w miejscu podania szczepionki. Dodam może na końcu, że szczepiony byłem – tak przydziału szczepionką pfizera.

W debacie publicznej raz po raz pojawiają się pytania czy się szczepić czy nie? Dla mnie odpowiedź jest prosta, jeśli ma to pomóc nie tylko mnie ale wszystkim – bo im więcej zaszczepionych tym, większa odporność stadna – to nie powinienem postąpić inaczej. Po wtóre skoro Ojciec Święty Franciszek i Ojciec Święty Senior Benedykt się zaszczepili, skoro uczynił to także mój ksiądz arcybiskup, to dlaczego nie ja? Uważam, że nie powinienem postąpić inaczej.