Doktorat Kolegi kursowego

0
98

Trzeci i ostatni dzień w Pampelunie upłynął pod znakiem egzaminy doktoranckiego mojego Kursowego. Rano poszliśmy na Mszę świętą – oczywiście  po hiszpańsku, a potem wraz z kolegą poszliśmy na małe hiszpańskie  śniadanie do kafejki. Wracając do domu, by się przygotować do doktoratu weszliśmy jeszcze do kościoła, który znajduje się na parterze jednego z bloków w centrum Pampeluny.

O godz. 11:00 rozpocząął się egzamin doktorski mojego koleg kursowego. Egzamin trwał ponad dwie godziny. Siedział tam i czułem się dosłownie jak… na tureckim kazaniu. Nie rozumiałem nic –  gdyż wszystko było w języku hiszpańskim. Choć nic nie zrozumiałem  to jedno zostało powiedziane – choć po czasie ale…- cum laude! To oznacza najwyższą notę.

Po zdanym egzaminie  – zdanym z wyróżnieniem, miało miejsce niewielkie przyjęcie dla obecnych na egzaminie, a potem część nieoficjalna dla rodziny i zaproszonych gości. Świętowanie trwało od południa do wczesnego wieczoru i zakończyło się wspólnym zdjęciem.

Wieczorem w środę wsiedliśmy z kolegą do autokaru i pojechaliśmy do Bilbao, skąd po noclegu w hotelu wyruszyliśmy w drogę powrotną do domu. Ponownie był to lot dwoma samolotami tym razem w połączeniach Bilbao – Monachium  i Monachium – Warszawa. Po powrocie do Warszawy jeszcze tylko 1,5 godzinna podróż pociągiem i dotarłem do domu.

Nie żałuję tej  czterodniowej wyprawy do Pampeluny, gdzie reprezentowałem moją diecezję ale… i mogłem uczestniczyć w kolejnym – ważnym etapie kapłańskiego i naukowego  życia mojego kolegi kursorowego. Za ten doktorat i mojego kolegę kursowego niech Pan Bóg będzie uwielbiony!

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here