Telefon ze szpitala położniczego

0
12

W piątkowe południe zadzwoniono do mnie z zaprzyjaźnionego ze mną szpitala położniczego z prośbą o przyjazd i rozmowę z pewnymi rodzicami.

Wsiadłem więc na motor i pognałem do sąsiedniej dzielnicy, by tam w szpitalu spotkać się z rodzicami, którzy klika chwil wcześniej stracili swoje dziecko. Jak się okazało jeszcze wczoraj wszystko było ok., dzieciątko rozwijało się prawidłowo i lada dzień bo dokładnie 4 lipca miało przyjść na świat, ale…

Owinęło się pępowiną i zmarło w łonie mamy. Załamani rodzice prosili o spotkanie z księdzem, dlatego zadzwoniono do mnie. Panie Jezu, czy ja naprawdę nadaję się do takiej posługi? Nie jestem w stanie za wiele pomóc, nie wiem co powiedzieć, jak współczuć wiec po prostu pozwoliłem im się wypłakać i wygadać.

Porozmawialiśmy chwilę co i jak, jak załatwić pogrzeb, jak będzie on wyglądał, jak Pan Bóg na to wszystko patrzy, dlaczego nie chrzci się takiego dziecka. Następnie pomodliliśmy się wspólnie, pobłogosławiłem ich i przyszedł doktor, który zaczął przygotowywać mamę do porodu.

W takich chwilach pojawia się  wiele pytań na które nie ma odpowiedzi. Człowiek staje bezradny wobec tajemnicy śmierci. Staje i musi pochylić głowię i zamilknąć, bo nic nie jest w stanie powiedzieć. Ale … Pan Bóg wie wszystko, zna serca i myśli ludzkie i nadzieja na spotkanie w wieczności i miłość, która sięga poza grób, jest silniejsza i pozwala przetrwać ten trudny czas.

Panie Jezu dziękuję Ci za to kolejne trudne, ale bardzo ważne dla mnie doświadczenie, doświadczenie tego, ze Ty dasz siłę do rozmowy i spotkania nawet w tak trudnych chwilach.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here