

Czwartkowe popołudnie spędziłem u mojego maleństwa – córeczki chrzestnej. Przyznam, że na początku była nieco skrzywiona i nawet coś tam pokwikiwała, ale po kilku chwilach, gdy się przyzwyczaiła, było już tylko lepiej.

Chwile posiedzieliśmy razem. Pobawiliśmy się, a był nawet czas by złapać ojca chrzestnego za brodę oraz pokarmić córeczkę chrzestną.



Jak dobrze mieć Chrześnicę!































