Kiedy wybierałem się na pielgrzymkę do Medjugorie, o czym już tu pisałem, jechałem całkowicie w ciemno. Nie wiedziałem, do końca skąd będą uczestnicy pielgrzymki i kim będą. Nie wiedziałem czy będą wśród nich duchowni lub siostry zakonne, ale… wkrótce moje wątpliwości zostały rozwiane.

Kiedy po spakowaniu bagażu do luku bagażowego w autokarze stałem jeszcze na placu przed wyjazdem do sanktuarium Królowej Pokoju w jednej chwili zauważyłem, że w kierunku autokaru podąża dobrze mi znany kapłan, proboszcz jednej z parafii w mojej diecezji. Jak wielkie było moje zaskoczenie, że jedziemy razem na tę samą pielgrzymkę. Zdziwienie nie było jednak tylko po mojej stronie.

W drodze do Madjugorie, po rozmowie ze znanym mi kapłanem i przejrzeniu faebooka okazało się, że w Medjugorie jest już młodszy ode mnie o 8 lat kapłaństwem jeden z wikariuszy mojej diecezji. Tym samym wraz z nami będzie nas już trzech – pomyślałem.

Po dotarciu na miejsce, okazało się, że w hotelu, w którym mieszkamy jest już – od 4 dni – grupa, która przyleciała samolotem. Siedzimy i jemy obiad w hotelu, kiedy do jadalni wchodzą uczestnicy pielgrzymki samolotowej z dwoma duchownymi wśród których jest dobrze mi znany kapłan – kolega – z którym spotkaliśmy się w WSD, nawet na jednym roku.

Miało być trzech ale jest czterech – no, no, całkiem nieźle pomyślałem. Jednak zdzwinień nie było końca, gdyż, jak się okazało na wieczornym nabożeństwie w sanktuarium, w Mediugorie, przy ołtarzu spotkałem kolejnego duchownego z mojej diecezji, którzy jest świeżo upieczonym proboszczem. Okazuje się, że nie czterech, a jest pięciu księży z mojej diecezji.

Po 6 dniach od mojego przyjazdu do Bośni i Hercegowiny na spotkaniu w Cenacolo rozpoznałem wśród pielgrzymów kolejnego młodego kapłana, który wraz z rodziną właśnie przyjechał do Królowej Pokoju. Przypadek? Nie sądzę.

Podczas ostatniej liturgii wieczornej, w której uczestniczyliśmy wraz ze wszystkimi pielgrzymami – a dokładnie tuż przed liturgią – siedziałem i spowiadałem. Nagle wśród wchodzących do zakrystii zauważyłem, że wchodzi znana mi dobrze postać. Jak się okazało w tych dniach przyjechał do sanktuarium Matki Bożej ojciec franciszkanin, który przez lata posługiwał w mojej rodzinnej parafii, a dziś jest proboszczem w parafii zakonnej na północny zachodzie Polski.

Miałem być sam, miałem nikogo nie znać, a tu… taka niespodzianka, takie zaskoczenie, taka radość spotkania i doświadczenia, że… człowiek nigdy nie jest sam, że Pan Bóg niegdy nie zostawi człowieka samym.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here