Lata temu, będąc jeszcze w seminarium, wraz z moimi kolegami kursowymi odwiedziliśmy Polskie wybrzeże, a wśród rożnych miast zajrzeliśmy do owianego historią Malborka, gdzie znajduje się stary – choć odrestaurowany i utrzymany w klimacie zamek krzyżacki.

Polskie wybrzeże pełne jest mniejszych lub większych posiadłości po  krzyżackich, które do dziś zachwycają i cieszą oko oraz przypominają o historii – nie zawsze chwalebnej, pięknej i sprawiedliwej.

Na trasie mojej motocyklowej wyprawy – niedaleko Pelplina, który odwiedziłem – znalazł się GNIEW – w którego centrum, tuż obok rynku, ratusza i kościoła wznosi się zamek krzyżacki.

Postanowiłem pojechać i zobaczyć ten zamek z bliska, a zwiedzając go z przewodnikiem, dowiedziałem się, że tak naprawdę z cegieł pamiętających krzyżaków jest ich tam nie wiele. Zamek po pierwszych lokatorach przechodził z rąk do rąk i popadał w ruinę. Najpierw był siedzibą książąt, potem spichlerzem, był nawet więzieniem, by wreszcie stać się ruiną, której nie chciano nawet remontować, bo było by to zbyt drogie.

Obecny stan zamku zawdzięczamy prywatnemu inwestorowi, który odkupił ruiny, i dzięki dość dużym inwestycjom poczynionym wewnątrz budowli próbuje coś w nim zmienić. Część zamku to prywatny hotel, spa, basen, siłownia i cześć rekreacyjna, a pozostała cześć otwarta jest dla zwiedzających.

Na uwagę zasługuje kaplica zamkowa, w której przechowywany jest nawet Najświętszy Sakrament, gdyż na zamku, głównie dla mieszkańców Gniewu, zwiedzających i gości celebrowana jest Msza święta. Kaplica znajduje się – wedle map – dokładnie w tym samym miejscu, co była za czasów Krzyżackich.

Pozostałem sale, krużganki i inne miejsca w zamku wymagają jeszcze ogromu pracy i nakładów finansowych, by przywrócić im dawną świetność.

W każdym razie opłacało się zajrzeć do Zamku Krzyżackiego, poznać trochę historii oraz zobaczyć również, wspomniany już rynek Gniewu oraz kościół św. Mikołaja wraz z katakumbami w których znajdują się szczątki znaczących mieszkańców tego miasta.

Wyjeżdżając z Gniewu i kierując się już w stronę domu zatrzymałem się jeszcze na chwilę w nieznanym mi dotąd sanktuarium Matki Bożej Królowej Nieba. Sanktuarium diecezjalne usytuowane w niewielkiej wsi Piaseczno. Kościół – jak mówią podania historyczne wzniesiony przez krzyżaków, a w jego przepięknym wnętrzu figura – a nawet dwie figury Matki Bożej z Dzieciątkiem – w głównym i bocznym ołtarzu. Przepięknie rzeźbiona ambona i chrzcielnica, konfesjonały oraz boczne ołtarze. Całość zadziwia, zdumiewa i pozwala dotknąć sacrum w jego historycznym wydaniu.

Z Piaseczna ruszyłem już w dalszą drogę do domu zatrzymując się kilka razy – średnio co 100 km. na chwilę odpoczynku, wszak jada motocyklem nie jest tak łatwa jak samochodem i wymaga dużo więcej uważności i skupienia oraz siły, by okiełznać metalowego rumaka. Niemniej, odwołując się do słów mojego Księdza Ekonoma, który przez lata jeździł motocyklem – nie zrozumie motocyklisty ten, kto nigdy nie jeździł na motorze. Taki człowiek nie zrozumie jak pachnie wiatr i świat, który jest obok nas, nie wie co znaczy wiatr we włosach, przygoda oraz… nie ma co pisać, bo i tak wielu tego nie zrozumie.

To by dobry czas w którym przejechałem 554 mile, to jest około 891.57 km. Jak dla mnie to wiele, podczas, gdy takie duże wyprawy do rzadkość w wykonaniu domatora. Było pięknie i bezpiecznie. To dobry początek wakacji i dobrze spędzona pierwsza część urlopu.


ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here