Na czas mojej izolacji – tak się przykro złożyło – przypadały uroczystości związane z jubileuszem istnienia mojego Kościoła lokalnego. Nie ukrywam, że zrobiło mi się bardzo smutno, że tak dużo oczekiwania, tak wiele przygotowań i nagle z tego wszystkiego nici. Będę siedział w domu.

Na szczęście w interencie – mój współpracownik – wszystko relacjonował na żywo. Swoją drogą transmisje internetowe to z jednej strony błogosławieństwo – bo gdy nie możesz – to i tak możesz, ale i przekleństwo – bo możesz wyjść z domu i iść do świątyni, ale.. skoro można zostać i obejrzeć w necie lub w TV to po co się ruszać z domu?

Rad nie rad, trzeba było zostać w domu i zdalnie uczestniczyć w tak historycznych uroczystościach. Siedziałem za biurkiem przy komputerze i w jednym monitorze leciały uroczystości, a  na drugim monitorze pisałem depesze opisujące całe wydarzenie. Przyznam, że taka zdalna praca jest dużo wygodniejsza. Siedzisz przy biurku, pijesz kawę lub herbatę, ciepło, cicho i zawsze można przewinąć w przód i w tył. Jedyny minus, że nie można zobaczyć na własne oczy i usłyszeć na własne uszy. No ale nie wszystko jest możliwe do przeskoczenia.

Taki stan zdalnej pracy trwał 5 dni, ale po ich upływie – za namową braci bonifratrów pojechałem do Nich na wymaz covidowy.

Muszę się przyznać, że choć tylko kilka dni, ale… choć trochę zasmakowałem tzw. zamknięcia i muszę z całą odpowiedzialnością za słowa stwierdzić: nie jest łatwo w zamknięciu, nie jest łatwo być zależnym od innych, nie łatwo przychodzi innych prosić o pomoc…

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here