Pogrzebowe słowo pożegnania

0
684

Zdecydowałem, że zamieszczę moje kazanie, które wygłosiłem na pogrzebie mojego Proboszcza, bo to co mówiłem – napisałem o Nim, nie jest pisaniem dla pisania. Nie jest sztucznym wychwalaniem tego, który taki nie był, ale sama historia życia Księdza, który mówił: ja w tej „fabryce” u Pana Jezusa, to robię już ponad 50 lat. 

____________________________________________________________

(J .6. 51-58)

W ewangelii Janowej, której fragmentu przed chwilą wysłuchaliśmy, Pan Jezus – Mistrz i nauczyciel z Nazaretu, mówi do tłumów, które Mu towarzyszyły, ale także do każdego z nas, uczestników, dzisiejszej liturgii pogrzebowej, Ja  jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba!

Tych słów wielokrotnie słuchał podczas liturgii ks. Edmund, w którego pogrzebie uczestniczymy. On doskonale wiedział, że przyjmując Jezusa – chleb niebieski, słuchając Jego słowa, zawartego na kartach Pisma Świętego – będzie żył, żył pełnią życia, żył Bogiem, żył na wieki.

Kiedyś rozmawiając z jednym kapłanów powiedział: bo widzi ksiądz my duchowni chcemy być specjalistami z wielu dziedzin życia. Chcemy robić to i tamto, chcemy nawet zastępować wielu świeckich w takich lub innych sprawach. Podczas, gdy naszym obowiązkiem jest robić to, do czego zostaliśmy powołani – obowiązkiem każdego księdza – mówił zmarły ks. Edmund, jest sprawowanie Eucharystii i siedzenie w konfesjonale. Bo wie, ksiądz. Wszystko inne mogą zrobić świeccy, a to może tylko ksiądz. Dlatego nie można zaniedbywać ani Eucharystii, ani konfesjonału. To nasz obowiązek! Te słowa wypowiedziane przed laty, nie były czystym pustosłowiem, ale przekładały się na życie ks. Edmunda. On codziennie sprawowała Eucharystię, karmił się Jezusem – prawdziwym chlebem żywym, który zstąpił z nieba. Karmił się słowem Bożym, tym czytanym podczas Eucharystii oraz każdy kto przychodził do kościoła to mógł to zaobserwować – proboszcz szedł do konfesjonału, czy czasem w zakrystii lub w kancelarii parafialnej, gdy nie było ludzi, odmawiał kapłańską modlitwę tj. brewiarz. Z tego spotkania z Chrystusem żywym i prawdziwym czerpał siły do codziennej posługi ludziom, do których został posłany.

A kochał tych ludzi, choć nie zawsze na zewnątrz chciał, potrafił to okazać. Czasem jego miłość była szorstka, twarda, zimna – ale każdy, kto Go znał, wiedział dobrze, że On taki jest, ale w głębi serca to naprawdę dobry człowiek, który kocha, ceni i szanuje innych. W naszej diecezji zmarły ks. proboszcz znany był ze swoich wycinanek, jak mawiali niektórzy. Już w seminarium zasłynął z przygotowywania dekoracji na różnego rodzaju uroczystości. Każdy, kto przychodził do niego po prośbie o jakiś napis do żłóbka, grobu pańskiego czy na Boże Ciało, nigdy nie został odesłany z kwitkiem. Często do późnych godzin nocnych można było zobaczyć palące się światło w jego pokoiku lub pracowni, gdzie wycinał i malował litery. Także przez sztukę ukazywał miłość do Pana Boga i drugiego człowieka. – Miał on w zwyczaju, że każdego poranka i wieczoru, spacerował wraz ze swoim pieskiem wokół kościoła – sprawdzając czy, aby został zamknięty, zamykał bramę i furtkę a przy tym… w jego ręku można było dostrzec różaniec. Taki zwykły drewniany różaniec. Kiedyś ktoś zapytał go z nutką ironii, dlaczego ksiądz przekręca tak te koraliki. Ksiądz Edmund odpowiedział. Kiedy biskup powierzył mi funkcję proboszcza parafii ja zrozumiałem, ze nie tylko mam być gospodarzem, ale ja mam modlić się za moich parafian. Dlatego odmawiam różaniec. Jako proboszcz posługiwał w dwóch parafiach – 3 lata w pierwszej oraz 14 lat w  drugiej parafii. Zarówno w pierwszej jak i drugiej parafii dał się poznać ludziom jako dobry duszpasterz i gospodarz. Wszyscy, którzy znali ks. Edmunda od zakrystii wiedzieli dobrze, że do ołtarza w niedzielę i w święta idzie z kartką na której przygotowane było kazanie – bo wie ksiądz, ja przez całe moje kapłaństwo, nigdy nie poszedłem nieprzygotowany do kazania czy na katechezę. Bo ludziom nie można powiedzieć coś tam… Im trzeba mówić o Jezusie! Był dobrym gospodarzem, bo zarówno w pierwszej i drugiej parafii pozostawił wykonanych wiele inwestycji, które dokonały się przy udziale wiernych. Gdy w ostatnią niedzielę czerwca 2013 roku, żegnał się z parafią odchodząc na emeryturę, podczas pożegnania powiedział. -Dziękuję wam moi mili za wszystko, za waszą obecność, za waszą modlitwę, za to, że kochacie Jezusa, co widać w waszej dbałości o ten Dom Boży. Jak jestem księdzem nigdy, możecie wierzyć lub nie, nigdy nie wołałem pieniędzy od wiernych. Mówiłem, że planujemy położyć kostkę, a wy sami służyliście pomocą. Zamówiłem ołtarz, ambonę, chrzcielnicę i gdy przywieźli je, nie miałem czym zapłacić, sami przyszliście z pomocą.

Kto ten chleb spożywa będzie żył na wieki! – czytamy w dzisiejszej Ewangelii. Jezus Eucharystyczny i głęboka przyjaźń z Nim księdza proboszcza przekładała się na codzienność. Pewnych rzeczy nie trzeba mówić, to się widzi i to się czuje. To z tej parafii za jego pobytu zrodziły się dwa powołania kapłańskie – ks. i ks. i jedno zakonne– Karmelitanka dzieciątka Jezus. To za ego czasów rodziny gromadziły się w trzech kręgach domowego Kościoła, to w czasie pobytu w parafii rozwijała się dzika róża – jak sam mówił o paniach mdlących się na różańcu, których był opiekunek – grup w parafii było 10. Swoim doświadczeniem spotkania i przyjaźni z Jezusem na modlitwie dzielił się także z tymi, z którymi jeszcze jako wikariusz wielu parafii, wjeżdżał na oazy. Wśród nich są obecni kapłani – celebrujący tę Eucharystię ks. abp Jałmużnik, ks. prof., ks. i , ks., ks. ale także świeccy dziś ojcowie rodzin, profesorowie na wyższych uczelniach, katecheci. To oni w spotkaniu z „SZEFEM” bo tak nazywano go w gronie najbliższych mogli uczyć się od niego jak być prawdziwie przyjacielem Boga, tego – jak Pan Bóg może być naszym przyjacielem, Bogiem bliskim, który jest nie gdzieś daleko, ale tu obok mnie. –gdy ks. proboszcz był już w DKE, jeden z księży dzieląc się swoimi obawami o przyszłość w kapłaństwie mówił: czasem boję się, bo jest tak wiele pokus, trudności. A ks. Edmund ze stoickim spokojem odpowiedział – księże jeśli kocha ksiądz Jezusa, to niech się ksiądz niczego nie boi. Niech się ksiądz niczego nie obawia! Będzie dobrze!

Jeśli Jezus jest moim przyjacielem, ja jestem blisko Niego, a On jest obok mnie. Jeśli Jezus jest moim przyjacielem, to i ja wokół siebie mam wielu przyjaciół. Te słowa także sprawdzają się w 80 letnim życiu ks. Edmunda. Nie sposób nie wspomnieć tutaj o jakże pięknej i prawdziwej, bo trwającej jeszcze od czasów seminarium, przyjaźni jaka łączyła ks. proboszcza z ks. prałatem i jego rodzoną siostrą panią. Z pewnością można było by powiedzieć wiele, ale – jak mówi Polskie przysłowie: prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie: to sprawdziło się także w przyjaźni między nimi – gdy ks. proboszcz zachorował Pani była codziennie w każdym szpitalu. Gotowała, prała, karmiła – służyła jak mogła, a ksiądz prałat wspierał, czuwał, załatwiał i wskazywał co i jak zrobić, by było dobrze. – bo wie ksiądz- mówił kiedyś, ks. Edmund – ja bez … niedbałym rady, oni zawsze są obok, na nich zawsze mogę liczyć! Obok proboszcza także w czasie jego choroby, byli jego wychowankowie z czasów oazy, którzy służyli jak mogli, będąc dzień w dzień przy łóżku chorego. Nie zapomnieli o nim także Jego parafianie, którzy nie tylko modlitwą towarzyszyli Mu na emeryturze, ale także odwiedzając go w DKE, przychodząc do szpitala, ale także telefonicznie dzwoniąc z pozdrowieniami.  

Kto ten chleb spoza będzie żył na wieki. – każdy kto krami się Chrystusem Eucharystycznym, każdy kto co dzień żyje w Jego obecności, musi mieć świadomość, że to co doczesne jest tylko chwilą. Że po tej chwili, które trwa – w rozumieniu ludzkim – czasem także 80 lat, jak w przypadku ks. Edmunda – przyjdzie czas wieczności w obecności Pana Boga, oraz tych, którzy przez ziemskie życie zasłużyli na niebo. Wieczności bez końca. Wieczności z Bogiem i w Bogu.

Kończąc pozwólcie mi na wątek osobisty. W sierpniu 2009 roku jako neoprezbiter zostałem skierowany do pracy w parafii. Posługiwałem tutaj aż 4 lata – pierwsze moje lata kapłaństwa. Mógłbym opowiadać wiele różnych historii, ale chciałbym tylko powiedzieć jedno, powiedzieć – dziękuję! Dziękuję Ci proboszczu za to, że nauczyłeś mnie jak być księdzem i jak kochać Jezusa i drugiego człowieka. Dziękuję Ci za przyjaźń, która trwała i trwać będzie! Dziękuję Panu Bogu za to, że na pierwszej mojej parafii, na początku mojej drogi kapłańskiej postawił właśnie Ciebie. Dziękuję za każdą naszą rozmowę, kawę, spowiedź, za zaufanie i za przyjaźń. Za to, że od Ciebie tak wiele się nauczyłem. Księże proboszczu, drogi dziadku (bo tak nazwano cię kiedyś gdy zawiozłem Cię do szpitala) – bardzo Ci dziękuję.

W testamencie, który zostawił ks. proboszcz na zakończenie napisał -Wszystkich braci w kapłaństwie i wiernych świeckich, proszę o pamięć w modlitwie. Jeśli kogoś skrzywdziłem lub obraziłem, przepraszam i proszę o darowanie mi win!  

Czcigodny księże Edmundzie, dziś mówimy do zobaczenia! Żegnamy się tylko na chwilę, bo głęboko wierzymy, że przyjmując dziś z tego ołtarza Chleb, który z nieba zstąpił, będziemy żyć na wieki i zobaczymy się z Panem Jezusem i Tobą w niebie, gdzie będziemy już żyć na wieki!

Amen. 

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here