Trzeba o tym napisać już na samym początku, tegoroczna moja piesza pielgrzymka na Jasną Górę choć 25 – jubileuszowa – nie była przeze mnie wyczekiwana, a raczej – czego może nie powinienem pisać – wzbraniałem się wewnętrznie by wziąć w niej udział. Miotały mną różne emocje. Począwszy od obawy związanych z pogodą, pracą (dziennikarsko-reporterską), a skończywszy na kondycji, której -pisząc wprost – po prostu nie mam. Najpierw plan – który skrupulatnie układałem sobie w głowie – był taki, by jechać samochodem i każdego dnia przejść odcinek drogi. Potem pojawiła się myśl, by owszem pójść ale nie koniecznie iść, a raczej skupić się na pracy dziennikarskiej. Jednak wygrała opcja trzecia – w przeddzień wyjścia pielgrzymki – powiedziałem idę! I poszedłem.

Każda pielgrzymka była – jest inna. W tym roku – jak czynie to od 7 lat – godziłem posługę kapłańską z pracą dziennikarsko – reporterską. Szedłem, modliłem się, celebrowałem Eucharystię i spowiadałem oraz robiłem zdjęcia, obrabiałem je, wstawiałem do Internetu oraz rozmawiałem z mikrofonem z pielgrzymami.

Pielgrzymka to trudny czas, gdyż człowiek spotyka się oko w oko ze swoimi fizycznymi, ale także duchowymi słabościami. Mocuje się z myślami „nie dam rady” lub „to nie dla mnie, po co mi to?”.  Ale w tych niedomaganiach – słabościach przekracza siebie, raz przegrywa, raz wygrywa i idzie dalej by osiągnąć jasny cel – Jasną Górę.

W czasie tegorocznej czterodniowej pielgrzymki pogoda była słoneczna (2 dni) i deszczowa (2 dni). Każdy z pielgrzymów boi się deszczu, to normalne, bo… jak iść w deszczu, jak zatrzymać się na postoju, gdzie nie można usiąść na trawie, gdyż jest mokra, jak mieć chwilę wytchnienia, gdy po pierwsze mokro, a po drugie jest potwornie zimno, bo i wiatr zimy wieje. Wszystko to jednak ustaje, gdy masz intencję, gdy wiesz po co idziesz, gdy prosisz nie tylko za siebie ale za innych. Wówczas, to wszystko jakby w jednej chwili staje się nie ważne, a choć jest trudno, choć zimno, choć boli, a nawet leje się krew, to idziesz dalej, bo chcesz, bo do Częstochowy niesiesz coś ważnego.

W czasie pielgrzymki, tak jak co roku, szedł także nasz ksiądz biskup. Zarówno księża, jak i nasi wierni, przyzwyczailiśmy się już trochę do widoku biskupa w czarnej sutannie pomiędzy pielgrzymami i nie jest to już coś szczególnego, ale to moja osobista opinia – szczególne jest to, czego my jako księża doświadczamy. Na jednym z postojów zdobiłem zdjęcie, które pokazuje dokładnie to, o co mi chodzi. Trzeci dzień pielgrzymki. cały dzień leje, a na ostatnim postoju przed noclegiem, pod plandeką, która pozwoliła choć na chwilę schronić się przed ulewą wraz z księżmi idącymi w pielgrzymce siada biskup. Pije z nami kawę, rozmawia i dzieli się tym, że on także jak i my idzie w tej ulewie i że za chwilę ostatni odcinek – ostatnia prosta na nocleg, a jutro już Jasna Góra. Biskup wraz ze swoimi wiernymi i swoimi księżmi – bardzo dobry widok.

Niezapomnianym momentem podczas każdej pielgrzymki jest ta chwila, kiedy staj się na placu przed szczytem i w geście leżenia krzyżem lub przyklęknięcia składa się Panu Bogu – przez ręce Maryi – intencje, z którymi szło się w czasie pielgrzymki. chwilę później staje się oko w oko z Maryją w Jej Jasnogórskim wizerunku i wtedy ma miejsce to wyjątkowe spotkanie na które czeka się cały rok.  Pewnie nie powiem nic nowego ale… warto było pójść po raz kolejny. Warto było „zaryzykować”. Warto było się zmęczyć, by dość na spotkanie z Panią Jasnogórską – Świętą Gospodynią!

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here