Jak już wspomniałem w jednym z wcześniejszych wpisów w uroczystość Wszystkich Świętych wybrałem się na cmentarz w sutannie, co było pewnym wydarzeniem dla tych, którzy mnie mijali, przechodząc obok lub patrząc zza grobów, gdy przechodziłem.
Idąc jedną z alejek cmentarnych minąłem rodziców z dzieckiem. Dziecko jak to dziecko zawsze otwarte prostolinijne i szczere, gdy zobaczyło człowieka sutannie na głos zapytało – mamo, a kto to jest?
Wtedy mama półgłosem, choć słyszałem odpowiedziała – to jest ksiądz, taki pan z kościoła.
Nie wiem czy było kolejne pytanie i jeśli było to jak ono brzmiało, ale… ta sytuacja pokazała mi jedno, dzieci nie wiedzą, kto to jest ksiądz. To oznacza, że nie chodzą do kościoła, że brak im wychowania religijnego, że rodzice nie widzą potrzeby obecności kościoła w ich codziennym życiu. Być może to zbyt daleko idące wnioski, być może to osądzanie, być może to niewłaściwa opinia, ale… to taka moja opinia, którą mam na podstawie pewnego doświadczenia, doświadczenia, które było… dla mnie przykre.
Nie, nie chodzi o to, by ktoś mi się kłaniał w pas, by ktoś mówił niech będzie pochwalony Jezus Chrystus czy szczęść Boże, ale by duchowny nie był tym obcym ale był tym swoim!