Moim ulubionym miejscem do chodzenia w pielgrzymce – w zasadzie od kiedy pamiętam jestem koniec grupy. Przede mną idą wszyscy a ja za nimi widząc ich przed sobą.
Po święceniach kapłańskich ta perspektywa końca grupy nabrała dla mnie większego znaczenia, gdyż – jak można to prześledzić po corocznych wpisach – chodząc w fioletowej stule nie tylko podtrzymuje tradycję tego sposobu pielgrzymowania (jak to czynili przed laty starsi księża) ale służę sakramentem pokuty i pojednania. Idąc na końcu pątnicy wiedzą, że w każdej chwili mogą iść na koniec i wyspowiadać się, czy porozmawiać z księdzem.
Przez lata wielu skorzystało u mnie z sakramentu pokuty i pojednania – co było i jest dla mnie wielką radością, ale… w tym roku – ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu penitentów było bardzo, bardzo wielu. Piszę o tym, poświęcając osobny post, gdyż dzielę się tutaj kapłańską radością z tego, że wierni chcą się spowiadać, i wiedząc mnie z aparatem, mikrofonem, kamerą im to nie przeszkadza, gdyż widzą we mnie księdza, który może ich pojednać z Panem Bogiem. To dla mnie wielka kapłańska radość, że mogę służyć sakramentem świętym.
Ktoś powie, przecież to nic nadzwyczajnego! Tak, to prawda, to oczywiste, ze ksiądz spowiada ale… dla mnie osobiście to radość, którą się tutaj dzielę! Za każdego penitenta i każdą penitentkę Panu Bogu jestem wdzięczny!