Długo się wzbraniałem, ale jednak uległem pokusie, by – jeszcze przed rozpoczęciem Wielkiego Postu – pozwolić sobie na kulturalne wyjście do teatru. Poszedłem na monodram opowiadający o historii życia w obozie koncentracyjnym w czasie II Wojny Światowej.
Półtorej godziny przedstawienia, które choć jest opowiadaniem jednego aktora na scenie, to jednak bardzo porusza, zastanawia, daje do myślenia, wkurza, jednym słowem wzbudza bardzo wiele emocji od smutku, przez irytację do bólu i nienawiści. Półtorej godziny, które minęło tak szybko, kiedy – nie wiem.
Sztuka trudna pod wieloma względami, poruszająca, bo dotykająca człowieka i człowieczeństwa, kontrowersyjna, bo temat kontrowersyjny – szczególnie dziś, ale i dająca do myślenia – mnie jako człowiekowi, mnie jako księdzu, mnie jako widzowi.
Czasem warto przekroczyć swoje obawy i zobaczyć coś innego. Wyjść z bezpiecznego świata, do świata, który jest inny niż mój. Posłuchać, popatrzyć, przeżyć… coś świeckiego, bardzo świeckiego, co nie jest sacrum, a dla sacrum jest profanum.