Kilka dni temu zostałem zaproszony przez mojego kolegę kursowego – księdza – na niecodzienne wydarzenie, a mianowicie na swoje 40 urodziny. Nie ukrywam, ze samo zaproszenie było dla mnie bardzo miłym zaskoczeniem, a kiedy dowiedziałem się, że jestem jednym z nielicznych zaproszonych do grona Jego znajomych, poczułem się wyróżniony.
Uświadomiłem sobie, że skoro – kolega kończy 40 lat, a od wstąpienia do seminarium w tym roku stuknęło nam 19 lat to – dość łatwy rachunek – znamy się 19 lat, a więc niemal pól jego życia. To niesamowite, po pierwsze, że to tyle czasu – czas biegnie jak szalony, po drugie, że pesel jest pesel – niestety wchodzimy powoli w poważny wiek.
Czwartkowy – urodzinowy – wieczór spędziłem w jednej z restauracji żydowskich w moim mieście, dokąd zostałem zaproszony na imprezę urodzinową.
Wspaniałe spotkanie, z bardzo ciekawymi ludźmi no i – rzecz oczywista – z samym Jubilatem, który nie tylko okazał się byś doskonałym gospodarzem, ale i wodzirejem – tego wieczoru. Nie zabrało życzeń, tradycyjnego sto lat! pysznego – koszernego – jadła, oraz niesamowitej – przyjaznej atmosfery.
Dobrze jest mieć wokół siebie ludzi – którzy choć specyficzni (któż z nas nie jest specyficzny) – mają dobre serce i potrafią zaskoczyć pozytywnym – niespodziewanym zaproszeniem na wspólne – elitarne – świętowanie.
Jubilacie – bardzo dziękuję za zaproszenie i życzę z serca – 100 lat!