Mam nieodparte wrażenie, że z każdą sytuacją, na którą się nie godzę i mam odwagę odezwać się ze swoimi wątpliwościami w różnych gremiach uczę się być pożytecznym idiotą. Dlaczego? Bo (nie)mam odwagę odezwać się, podzielić się swoimi przemyśleniami, spojrzeniu na taką, a nie inną sprawę, czy też wprost powiedzieć, że się nie zgadzam z taką czy inną decyzją. Czemu idiota? Bo tak pewnie wielu myśli o mnie, siedząc obok na takim czy innym spotkaniu, na którym słyszą o decyzjach z którymi sami się nie godzą. Ja się odezwę, ale oni…. nie odezwą się, bo po co? Po co narażać siebie, swoje stanowisko, swoje dobre imię, czy opinię na swój temat – po co, skoro jest taki idiota, (jeszcze) młody i głupi, niedoświadczony, który powie to, co oni mają w głowie i w zasadzie na końcu języka, ale nie powiedzą tego, bo mają zbyt wiele do stracenia. Po co się odezwać, podzielić się swoją wątpliwościom, odmiennym zdaniem, czy nawet powiedzieć stanowcze – nie, bądź uważam, że ta decyzja powinna być inna, należy ją jeszcze raz przemyśleć. Zbyt wiele można stracić, lepiej mieć wątpliwości tylko w głowie, a jeszcze lepiej powiedzieć o nich, skrytykować decyzję tę, czy inną w kuluarach, za plecami, po cichu, nie do zainteresowanych, ale gdzieś pokątnie w cichości swojego gabinetu, mieszkania, lub podczas spotkania z innymi, albo też przez telefon komentując tę, czy inną decyzję swojego przełożonego.
Pożyteczny idiota – tak, bo jak inaczej nazwać reakcje – brak reakcji – tych, którzy siedzą obok ciebie, i milcząco słuchają twoich wątpliwości i stanowczego – uważam, że…, nie zgadzam się… przemyślmy jeszcze raz…- wyrażanych wprost do osób zainteresowanych, a po zakończeni tego czy innego spotkania od tych milczących usłyszeć wprost, albo przez telefon – miałeś rację, dobrze, że się odezwałeś, tak trzeba, uważam podobnie jak ty, gratuluję wypowiedzi, tak trzeba, niech wiedzą, że się nie zgadzamy.
Nie jest łatwe być pożytecznym idiotą, i choć już sobie obiecałem, że nie będę się odzywał, nie potrafię milczeć, czy też komentować takich, czy innych decyzji za plecami zainteresowanych zamiast mówić im wprost. Być może narażam się na śmieszność, krytykę, może przez to odzywanie się tracę dobre imię, opinię, a z czasem „stanowisko” ale wolę mówić wprost, niż po cichu komentując i nie zgadzając się, ale tylko wtedy, gdy nikt nie słyszy i sobie czegoś złego o mnie nie pomyśli.
Trzeba powiedzieć wprost, że najbardziej cenieni są ci, którzy tylko przyklaskują, ze wszystkim się zgadzają, każdą decyzję chwalą i z każdej są zachwyceni. Problem jest z takimi idiotami, którzy po pierwsze nie godzą się z wszystkimi decyzjami, a jeszcze gorzej, gdy jeszcze mają coś do powiedzenia – coś, co nie jest po myśli wydającego taką, czy inną decyzję. Co z nimi zrobić? Jak mniemam jest kilka dróg. Pierwszą z nich jest dopuścić takiego do głosu, niech się wygada, powie co mu leży na wątrobie i na tym poprzestać – wszak powiedział co chciał, a decyzje i tak podejmuje kto inny. Drugą drogą posłuchać – niech się wygada (może decyzje zostaną zmienione, może on nawet głupio nie gada). Trzecia droga – nie zostanie dopuszczony do głosu – a po co on w ogóle będzie mówił – nie potrzeba doradców – (jest jeszcze młody) nie zna się, niech decyzje zostawi starszym – mądrzejszym.
Z każdą trudną sytuacją uczę się być pożytecznym idiotą. Czy już nim jestem? Chyba trochę tak, bo wiele na to wskazuje. Czy to dobrze? Tego nie wiem, ale jedno wiem na pewno –uważny mówić wprost niż za plecami, wolę dzielić się swoimi wątpliwościami z zainteresowanymi niż pokątnie, wolę stracić swoje dobre imię niż oficjalnie zgadzać się z tym z czym się nie zgadzam nieoficjalnie.
Tak… mnich – pożyteczny idiota.