Po kilku latach powróciła – na ulice mojego miasta – Ekumeniczna Droga Krzyżowa. Ekumeniczna, bo uczestniczą w niej – odnoszę takie wrażenie – w zasadzie tylko przedstawiciele –duchowni- bratnich Kościołów Chrześcijańskich. Wynika to pewnie, jak mniemam, z faktu, że Droga Krzyżowa, jest nabożeństwem stricte katolickim – celebrowanym jeszcze przez kościoły starokatolickie – polskokatolików i mariawitów. Na uwagę zasługuje fakt, że choć nabożeństwo to oparte jest tylko w części na Piśmie Świętym – Jezus wyszedł na drogę prowadzącą na ukrzyżowanie, spotkał tam Szymona z Cyreny oraz kobiety płaczące, a także został przybity do krzyża, umarł i został zdjęty z krzyża, złożony do grobu, to jednak część stacji oparta jest na tradycji kościelnej – na pobożności ludowej, to jednak Kościoły protestanckie nie tylko uczestniczą ale i przygotowują rozważania do wybranych wcześniej stacji. To wyjcie po za swoją tradycję zarówno kościelną jak i liturgiczną zasługuje na uznanie i szacunek. Miło, że zaproszeni do udziału we wspólnej modlitwie – w tym roku w intencji pokoju na Ukrainie – odpowiedzieli pozytywnie i włączyli się do wspólnej modlitwy.
Smuci jednak fakt, że podobnie jak przy wielu innych okolicznościach ekumenicznych, we wspólnej modlitwie nie uczestniczyli bracia prawosławni, z którymi – poprzez wspólne spojrzenie na Kościół i na Tradycję jest nam najbliżej. To bardzo smuci i bardzo boli, bo szata Jezusa spod krzyża dalej zostaje rozdarta – jeden wziął rękaw, drugi fragment przedniej a inny tylną część tuniki, a jeszcze inny drugi rękaw. Tak jak ta tunika, tak Kościół. Dobrze, że choć w pewnej części potrafimy wspólnie się modlić – pomimo wszystko.
Moja fotorelacja z tegorocznej Drogi Krzyżowej