Od bardzo długiego czasu nie chodziłem na posiłki na refektarz w seminarium, gdzie zwykle jadają posiłki profesorowie i pracownicy biur kurialnych. Było to spowodowane trwająca– bo przecież nie zakończoną – jeszcze pandemią covid19. W czasie wakacji – gdy alumni seminarium są na wypoczynku, w gmachu uczelni zamieszkują tylko dyżurujący.
W jedną z niedziel wakacyjnych wybrałem się na obiad do refektarza seminaryjnego. Jak miałem i mam nadal w swoim zwyczaju, poszedłem tam w sutannie i co oczywiste z uwagi na niedzielę w odświętnym stroju pod sutanną. Wszak niedziela, to niedziela – to dość oczywiste. Ale nie dla wszystkich – jak się okazuje.
Jak wielkie było moje zdziwienie, gdy siedząc już i jedząc drugie danie do refektarza – gdzie zwykle posiłki spożywają profesorowie (a w okresie wakacyjnym wszyscy stołujący się w seminarium) weszli klerycy wśród nich jeden z klapkach, krótkich spodniach i podkoszulku. Zdziwieniu mojemu nie było końca. Ale że jak to tak? W niedzielę? W krótkich spodenkach? Biorąc pod uwagę 1. że jest to niedziela – zatem dzień inny niż zwykle. 2. jest to miejsce, gdzie na bank spotka się profesorów – bo oni tam się stołują.
Nie rozumiem, chyba jestem już stary. Dlaczego? Bo uczono mnie – najpierw w domu, że niedziela – jest dniem, kiedy chodzi się w białej koszuli – do kościoła idzie się w stroju odświętnym, a i po domu w tym dniu chodzi się w koszuli. Tak było i jest w moim domu – mój tato zawsze chodzi w koszuli, zatem ja też. W seminarium uczono, że w niedzielę – nie obłóczeni chodzą w garniturze i krawacie w czwartki – dzień kapłański oraz w każdą niedzielę i święta do kaplicy i na posiłki. Po obłóczynach chodzimy w te same dni i miejsca chodzimy w sutannie i koszuli oraz odpowiednim obuwiu. Czy okres wakacyjny nas z tego zwalnia? Czy od stroju i szacunku, który on wyraża względem w tym wypadku profesorów, można mieć wakacje? Chyba się zestarzałem. Czepiam się. Jestem nie dzisiejszy. Nie rozumiem młodych – jak bym sam był nie wiem jak stary.
Ktoś powie – czepia się, zajmuje się głupotami, przywiązuje uwagę do rzeczy nieważnych, powinien zająć się poważnymi sprawami, wszak liczy się wnętrze, a nie to co powierzchowne. Wszystko się zgadza, ale… jeśli sięgniemy do historii, to zobaczymy, że duchowni byli koneserami sztuki, znali się na wielu rzeczach, a inni mogli się od nich nie tylko wiele dowiedzieć, ale i nauczyć. Idąc tym tropem, nie będzie dobrze, jeśli to świeccy nas duchownych będą uczyć kultury, obycia w towarzystwie, dobrych manier oraz sposobu ubierania. Wszak jeśli dom, a potem seminarium nie nauczy nie tylko filozofii, teologii, kultury, to w życiu kapłańskim na parafii zamiast być wzorem staniemy się jednym z wielu, których można, ale czy warto słuchać?