Tegoroczna Niedziela Palmowa – podobnie jak ostatnie dni była zupełnie inna. Owa inność polega na tym, że w świątyni nie ma wiernych, nie było poświęcenia palm, a i organy zamilkły.
Podobnie jak co tydzień pojechałem z samego rana do parafii gdzie zwykle pomagam. Celebrowałem dwie Msze święte w moim zabytkowym czerwonym ornacie, a w drodze powrotnej z parafii pojechałem do rodziców i rodzeństwa, aby zawieźć im Najświętszy Sakrament, bo z uwagi na pandemię nie uczestniczą w liturgii w świątyni.
Tegoroczna Niedziela Palmowa, dla mnie jako księdza – to wyjątkowe i zarazem trudne doświadczenie. Wchodzimy w Wielki Tydzień, który istotnie będzie tygodniem w którym doświadczenie choroby, cierpienia śmierci i umierania dotyka nie tylko Jezusa – któremu towarzyszymy w ostatnich dniach Jego ziemskiego życia, ale także dotyka nas, którzy zewsząd otrzymujemy informacje o zachorowaniach i śmierci naszych braci i sióstr.
W tą niezwykłą niedzielę pojechałem najpierw do rodziców, którzy oglądali właśnie transmisję z Mszy świętej z moim biskupem. I choć to było uczestnictwo tylko przed telewizorem, to Babcia – seniorka rodu w reku trzymała przygotowaną wcześniej palmę wielkanocną. Chwilę się pomodliliśmy i udzieliłem im Komunii Świętej. Potem pojechałem do dzieciatego rodzeństwa, gdzie zamiast w telewizorze – bo tego nie mają – to w komputerze oglądali tę samą liturgię. Po wspólnej modlitwie udzieliłem im Komunii Świętej i wróciłem do domu.To niesamowite i wyjątkowe przywozić Jezusa najbliższym…
Mam nadzieję, że czytając ten wpis za kilka lat będę wspominał ten trudny czas w innej, lepszej i spokojniejszej rzeczywistości – wolnej od tej choroby.