To uczucie znają najlepiej mieszkańcy Domu Księży Emerytów, księżą studenci ale także ci, którzy posługują w duszpasterstwie specjalistycznym lub pracują jak ja w kurii. Mam na myśli celebrowanie Mszy świętej do … pustych ławek.
Wychodzisz do ołtarza ubrany w szaty mszalne, a w kościele, kaplicy nikogo nie ma, nikt nie siedzi w ławkach, nikt nie odpowiada na twoje wezwania w czasie liturgii, nikt nie śpiewa a jest tylko głucha cisza. Tylko ty i Jezus obecny w Słowie i Darach Ofiarnych Chleba i Wina.
To trudne doświadczenie, ale jakże pouczające. Dlaczego? Dlatego, że przecież w Eucharystii chodzi o Niego, to dla Niego ją sprawuję, to z Nim się podczas liturgii spotykam, to wszystko jest z Jego powodu i dla Niego, nie dla mnie. Trzeba to sobie ciągle i na nowo uświadamiać, uzmysławiać. Trzeba mi ciągle i na nowo zadawać pytania dlaczego? Z jakich pobudek sprawuję liturgię, z myślą o Kim ją celebruję? Dlaczego idę do ołtarza? Co mnie do tego motywuje? Czy aby na pewno zawsze jest to Jezus? Czy może ludzie?