Gdzieś koło 14:15 zadzwonił do mnie telefon z informacją, że oto jedna z naszych pacjentek – z hospicjum perinatalnego – właśnie jedzie do szpitala, bo choć poród był nie planowany na dziś, to jednak dziś się odbędzie, bo dzieciątko zadecydowało, że właśnie dziś przyjdzie na świat.

Będąc na zakupach wiedząc, że mam nie wiele czasu postanowiłem szybko kupić to, co trzeba i jak najszybciej pojechać do domu i czekać. Po blisko 11 latach posługi w hospicjum nauczyłem się, że z porodem naturalnym może być różnie – może trwać chwilę, a może trwać i trwać, i trwać.

Telefon był – jak wspominałem – o 14:15, a około 19:00 był kolejny z informacją, że akcja porodowa trwa i pewnie jeszcze tego samego dnia dzieciątko się urodzi tyle tylko, że… musimy czekać na ten moment.

Godzinę później znów odezwał się telefon – tym razem już z pewną informacją – niech ksiądz będzie na 21:00 w szpitalu. Ubrałem sutannę, wziąłem wodę chrzcielną i ruszyłem do szpitala. To już kolejny poród w tym szpitalu i kolejne dzieciątko, które miałem tam ochrzcić.

Wjechałem na 16 – ostatnie piętro szpitala – wszedłem do sali i poznałem mamę, która od kilku godzin rodziła maleństwo, tatę dziecka – dzielnie czuwającego przy żonie oraz dobrze mi znaną panią położną, i oczywiście szefową hospicjum, która koordynowała całość.

Poród trwał… do pokoju porodowego wchodzili i wychodzili lekarze, położne, pielęgniarki, neonatolodzy i… ku mojemu zdziwieniu – czekając na korytarzu szpitalnym kilka razy usłyszałem – od personelu medycznego – szczęść Boże! Powiem, że było to bardzo miłe, bo… nie oczekiwałem, a doświadczyłem piękna ich wiary i świadectwa wiary – że mają odwagę nie tylko rzucić zaczepnie, ale przyznać, że skoro widzą księdza, to swoim szczęść Boże – przyznają się, ja jestem wierząca!

Chwilę po 23:00 rozpoczął się finał akcji porodowej i na świat przyszło maleństwo. Pojedyncze uderzenia serduszka – dawały do zrozumienia, że nie ma na co czekać i… chrzest musi być tu i teraz!

Czy chcecie aby wasze dziecko otrzymało Chrzest w wierze Kościoła Rzymskokatolickiego? Tak! Ja Ciebie chrzczę w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego, Amen.  – trzykrotnie polałem główkę dziecka wodą, potem odmówiliśmy modlitwę Zdrowaś Mario oddając dzieciątko i jego rodziców Bogu przez ręce Maryi, a potem pobłogosławiłem maleństwo czyniąc kciukiem na czułku dziecka znak krzyża.

Ból i zmęczenie, radość i szczęście, wzruszenie i łzy, wiele emocji towarzyszyło rodzicom w tej jednej chwili – zresztą nie tylko im, ale nam wszystkim.

Po kilku chwilach mogliśmy zobaczyć jak maleństwo powoli, powoli zasypia, odchodzi… To jest ten moment, na który nigdy, nikt nie jest przygotowany ani duchowo, ani mentalnie, ani emocjonalnie, ani fizycznie. Byliśmy z rodzicami do końca najpierw towarzysząc im – stojąc z daleka w ciszy widząc mamę, która tuli, całuje i głaszcze swoje maleństwo. Przejmująca cisza… cisza wieczności.

Kolejne moje dzieciątko jest już u Pan Boga i wierzę, że czeka tam nie tylko na swoich rodziców, ale i na mnie. Wierzę, że kiedyś tam się spotkamy!

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here