W ostatnim miesiącu śmierć przyszła po trzech księży z prezbiterium, w którym i ja posługuję. Zabrała ich – choć, tak czysto po ludzku, to nie był jeszcze ich czas.
Pierwszym kapłanem, był mój sąsiad z klatki, jeden z moich wykładowców seminaryjnych. Odszedł nagle, niespodziewanie, bez jakiejś dłuższej – przewlekłej choroby. Odszedł po cichu, w swoim domu, wśród swoich książek, które tak bardzo kochał. Swoje życie poświęcił nauce ale i dziennikarstwu i fotografii. Kiedy spotykaliśmy się na klatce schodowej, przed kamienicą, na ulicy zawsze był chętny do rozmowy o bieżących sprawach Kościoła i świata. Zawsze zainteresowany życiem w swojej – już emerytalnej codzienności. Odszedł w wieku 82 roku życia.
Drugi kapłan – kolega z pielgrzymki i wspólnych dzieł diecezjalnych – zmagał się ze swoją chorobą od ponad półtora roku. Rak zabierał go powoli ale radykalnie zabierając mu zdrowie, siły i… nadzieję na to, że uda się go pokonać. Ostatnie chwile Jego życia naznaczone były cierpieniem, na które otuchą była nieustanna modlitwa jego parafian, która blisko miesiąc trwała – codziennie podczas adoracji Najświętszego Sakramentu. Parafianie pamiętali o swoim proboszczu i bardzo pięknie Go pożegnali.
Ów kapłan obok rodziny parafialnej – a może przede wszystkim – mógł liczyć na swoją rodzinę – rodziców, rodzeństwo, siostrę. Tak… Jego Siostra zawsze była przy Nim. Pamiętam doskonale, jak podczas pielgrzymek – ów ksiądz grał na gitarze, a obok niego szła z mikrofonem- śpiewając – Jego Siostra. Pisałem już tutaj kiedyś – Siostra to skarb dla każdego księdza. Ona jest zawsze, Ona zawsze pomaga, wspiera, opiekuje się i… staje na głowie jak trzeba pomóc. Tak było i tutaj. Siostra kapłana była do końca. Kapłan odszedł po długiej walce z chorobą w 49 roku kapłaństwa.
Będąc w tym roku na pątniczym szlaku na drugim noclegu zatrzymujemy się w ostatniej parafii naszej archidiecezji u księdza proboszcza, który od 9 lat opiekuje się tą parafią. Opieka ta wyrażała się we wszystkim – opiece nad kościołem (remonty, ogrzewanie, wystrój) ale i nad plebanią (gruntowny remont) a przede wszystkim nad scaleniem parafii składającej się z kilku wiosek do niej należących. Zatrzymując się jak co roku na noclegu i w tym roku podziękowałem księdzu proboszczowi za jego ofiarną i piękną pracę dla tej parafii ale i dla pielgrzymów – czego i sam doświadczałem. Spokojny, cichy, pokorny, pobożny i dobry ksiądz proboszcz gdzieś tam na obrzeżach diecezji.
Gdy w poniedziałek 25 sierpnia byłem na kolacji na refektarzu jasnogórskim zarówno mnie jak i innych księży sparaliżowała informacja, że oto wspominany ksiądz proboszcz miał zawał i właśnie zmarł. Dopiero z nim rozmawiałem, dopiero się z nim żegnałem, a on już jest po drugiej stronie. Odszedł niespodziewanie, zbyt szybko, po cichu w rodzinnym domu – w 64 roku swojego życia. Pożegnali go parafianie, którym posługiwał przez ostatnie lata swojego kapłaństwa.
Bardzo prawdziwe są słowa suplikacji – od nagłej i niespodziewanej śmierci zachowaj nas Panie! Tak… bo śmierć przychodzi po każdego, w każdym czasie. Przychodzi po wszystkich. Przychodzi i zabiera nas na drugą stronę!
Dla mnie każde odejście księdza do wieczności zatrzymuje mnie, zastanawia i zmusza do refleksji, że… przecież ja też może już za chwilę będę musiał odejść z tego świata i zdać relację ze swojego życia. Mam nadzieję, że… znajdą się i ci, którzy za mnie grzesznika choć zdrowaśkę zmówią.