Moje – pierwsze w życiu Camino – rozpocząłem w nocy 28/29 lipca, gdyż wylot do Barcelony został zaplanowany z Wrocławia na godz. 6:10, a chcąc się tam dostać na tę godzinę musiałem późno w nocy wyruszyć z domu, by FlixBusem dojechać na czas. Po mimo godzinnego opóźnienia udało mi się dojechać jeszcze przed czasem i na dworcu autobusowym we Wrocławiu tuż przed 3:00 rano spotkałem moich współtowarzyszy wspólnego pielgrzymowania.

Uberem pojechaliśmy na Wrocławskie lotnisko i po kontroli paszportowej i przejściu tzw. bramek ruszyliśmy w kierunku samolotu, by o 6:10 wystartować i polecieć do Barcelony na lotnisko El Prat, gdzie o godz. 8:50 wylądowaliśmy.

Z lotniska metrem dojechaliśmy do centrum Barcelony, dokładnie w okolice Katedry Sagrada Familia, gdzie – pojawił się pomysł – by odprawić Mszę świętą. Zapytaliśmy się czy to możliwe – jak się okazało – w odpowiedzi dowiedzieliśmy się, że o 12:00 będzie Msza dla Polaków, więc jak chcemy to możemy się do nich dołączyć, co też uczyniliśmy.

Pielgrzymi z Poznania przyjęli nas i zaprosili do wspólnej modlitwy, która miała miejsce w tzw. krypcie barcelońskiej katedry, gdzie pochowany został architekt – sługa Boży Antoni Gaudi. Tuż przed wyjściem do ołtarza jeden z ministrantów z grupy pielgrzymów, który wraz z księżmi wychodził do ołtarza podszedł do mnie i zadał mi pytanie – czy ksiądz to nie był w zeszłym roku w Norwegii u św. Olafa i czy nie nagrywał takich vlogów? Uśmiechnąłem się pod nosem i odpowiedziałem twierdząco, że tak, to ja. – bo jakoś tak mi się wydawało, że to ksiądz więc postanowiłem dopytać. Oglądałem wszystkie księdza filmiki, były świetne! – usłyszałem w odpowiedzi. Nie ukrywam, że zrobiło mi się miło i bardzo mnie to zaskoczyło, że jadę na drugi koniec świata i słyszę, że ktoś, gdzieś ogląda moją pracę. To było bardzo miłe.

Po Mszy świętej wyruszyliśmy w kierunku znanego w całej Barcelonie stadionu piłkarskiego, którego wiernym kibicem jest jeden z moich współtowarzyszy. Jako, że to nie moja bajka, więc jak korzystając z okazji zatrzymałem się na jednej z barcelońskich nekropolii, która znajduje się w sąsiedztwie wspomnianego stadionu. Ktoś powie – pomyśli – co tam na cmentarzu oglądać? Otóż hiszpańskie cmentarze są inne niż te, które znamy z Polski. Zmarłych chowa się nie do ziemi, ale układając ich na sobie w przygotowanych wcześniej niszach wsuwając w ścianę. Bloki z niszami ustawione na wielkim obszarze były dla mnie ogromnym zaskoczeniem, bo nie tak sobie to wyobrażałem. To było dla mnie coś nowego – nie oczywistego.

Stamtąd po jechaliśmy na chwilę do jednego ze znajomych naszego kolegi księdza, by się odświeżyć, coś zjeść i wyruszyć w dalszą drogę blisko 900 km. w 12 godzin do miejscowości Pedrafita do Cebreiro, skąd mieliśmy rozpocząć nasze pielgrzymowanie we wtorkowy poranek.

Noc w autobusie – może inaczej, noc w PKS-ie (ALSA) to nie była prosta sprawa, ale jakoś się udało. Wyjechaliśmy z Barcelony o godz. 20:00 i na 8:55 we wtorek mieliśmy być w Pedrafita do Cebreiro, ale… ale okazało się, że autobus przyjechał wcześniej ponad godzinę i już po 7:00 byliśmy na szlaku. Trzeba powiedzieć, że gdyby nie czujność jednego z moich kompanów, to pojechalibyśmy dalej, bo całą nasza trójka spała – podobnie jak reszta pasażerów – ale w jednej chwili usłyszałem – chłopaki wysiadamy, to nasz przystanek. Nie wiele myśląc wstałem, zabrałem rzeczy, potem bagaż i znaleźliśmy się na starcie Camino.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here