Kilka dni temu, zostałem zapytany przez dziekana naszego seminarium czy nie chciałbym celebrować Mszy świętej dla kleryków w kaplicy seminaryjnej? Jako, że nie jestem ani wykładowcą seminarium ani wychowawcą kleryków nie mam tytułu, by w takiej Eucharystii uczestniczyć czy jej przewodniczyć.
Mocno zaskoczony taką propozycją powiedziałem, że potrzebuję przemyśleć czy i ew. kiedy mógłbym w tej liturgii uczestniczyć. Po przemyśleniu i pytaniach za i przeciw postanowiłem, że jeśli przełożeni seminaryjni się zgodzą, to oczywiście i ja się zgodzę. W odpowiedzi usłyszałem, że jest zgoda więc i ja się zgodziłem.
We wtorek 18 kwietnia – o godz. 6:45 przewodniczyłem po raz pierwszy w moim kapłańskim życiu Mszy świętej w seminaryjnej kaplicy, która ma dla mnie szczególne znaczenie, gdyż to właśnie tam przez 6 lata każdego poranka przychodziłem na modlitwy uczestniczyłem w setkach Mszy świętych, odmawiałem brewiarz, słuchałem homilii, kazań i konferencji oraz… 14 lat temu odprawiałem – wraz z moimi kolegami kursowymi – swoją Mszę świętą prymicyjną.
Dla mnie osobiście to było wyjątkowe, szczególne i niezapomniane wydarzenie. Ku mojemu zaskoczeniu byli prawie wszyscy przełożeni począwszy od rektora, a ojcu duchownym skończywszy oraz klerycy nie tylko naszego seminarium ale i 35+.
W krótkiej homilii podzieliłem się swoim życiem kapłańskim ale i postawiłem konkretne pytania dotyczące życia seminaryjnego jak i życia kleryckiego w formacji do kapłaństwa.
Co – ku mojemu kolejnemu zaskoczeniu – po kazaniu miałem odpowiedzi zwrotne od alumnów, który nie tylko odnaleźli – jak sami pisali – w tym co powiedziałem, ale i dziękowali za to słowo, które do nich trafiło. Piszę o tym z nieskrywaną radością, że po raz kolejny Pan Bóg potrafi posłużyć się – posługuje się lichym narzędziem takim jak ja.
Innym zaskoczeniem tej Eucharystii były – przygotowane na dzisiejszą celebrę – ornaty rzymskie. Nie była to Msza św. po łacinie, a dla mnie i dla współkoncelebransów były przygotowane białe rzymskie ornaty – to była nie tylko niespodzianka, ale kolejna radość, którą otrzymałem od kleryków w prezencie.
Na koniec dodam – seminarium było – do niedawna dla mnie bardzo ważnym miejsce, gdyż tak dojrzewałem do kapłaństwa, tam spierałem się z Panem, tam miałem swoje radości i smutki. Po pewnych wydarzeniach z domu seminaryjnego – stało się ono dla mnie tylko instytucją, ale fakt – stało się to teraz a nie w czasie mojej formacji.
Niemniej… podczas tej – dal mnie wyjątkowej Eucharystii – powróciły piękne, żywe i szczególne wspomnienia – seminaryjnego domu i wspólnoty, której wtedy doświadczałem. Za pomysł i zaproszenie jestem bardzo wdzięczny.