Dokładnie tydzień po Świętach Wielkanocnych w Kościele Rzymskokatolickim swoją Wielkanoc – według kalendarza juliańskiego – świętują Kościoły Wschodnie, w tym także Kościół Greckokatolicki.
W minionych latach bywałem – zarówno na Boże Narodzenia jak i na Wielkanoc – w niewielkiej wspólnocie greckokatolickiej w moim mieście. Wraz z rozpoczętą wojną na Ukrainie i exodusem uchodźców do Polski niewielka parafia greckokatolicka w moim mieście zamieniła się w dużą parafię miejsko – wiejską, gdyż swoim zasięgiem sięga daleko po za moje miasto. Wielu wiernym – jedno, a czasem dwujęzycznym – posługuje jeden duchowny – proboszcz parafii o którym już kiedyś tutaj wspominałem.
Jak każde święta tak i te to nie tylko czas modlitwy, liturgii ale również czas pokuty i pojednania. Ksiądz proboszcz poprosił kilku księży, w tym także mnie o – jeśli tom możliwe – posługę sakramentu pokuty wśród wiernych parafii.
Odpowiadając na prośbę greckokatolickiego batiuszki pojechałem na Wielkopiątkowe nabożeństwo, by posługiwać sakramentem pokuty i pojednania. To była dla mnie pierwsza tego typu posługa wśród wiernych Kościoła Greckokatolickiego.
Nie miałem swojej stuły, więc otrzymałem stułę od księdza greckokatolickiego, który celebrował – blisko 2 godzinne nabożeństwo w czasie którego wraz z innymi trzema księżmi katolickimi razem spowiadaliśmy.
Od godz. 18:45 do 20:50 wyspowiadałem nie więcej niż 30 osób, ale kolejki do konfesjonałów szły i szły, co uzmysłowiło mi wielką wrażliwość serc Braci Grekokatolików i chęć przeżycia – tych innych niż dotychczas świąt wielkanocnych – bo w czasie wojny.
Oprócz posługi w konfesjonale uczestniczyłem też w nabożeństwie połączonym z wyniesieniem płaszczenicy – całunu z wizerunkiem Pana Jezusa – który w uroczystej procesji został przeniesiony do grobu ustawionego na środku cerkwi.
Niesamowitym doświadczeniem – dla mnie jako dla katolika – była procesja wiernych idących na klęczkach i podchodzących do płaszczenicy, by ją ucałować, by się przed nią pomodlić.