Decyzją mojego biskupa jeden z najstarszych i najbardziej zasłużonych kościołów mojego miasta znajdujący się w jego centrum przechodzi pod opiekę jednego z najgłośniejszych i najaktywniejszych medialnie zakonów w Polsce. Nie chodzi o to, że chryzmat tego zakony jest tak powszechny i przez wszystkich – zarówno duchowych i świeckich – przyjmowany za swój, ale dlatego, że bracia z tego zakonu są „ekspertami w każdej sprawie” wypowiadając się w mediach na każdy możliwy temat – począwszy od spraw politycznych – pouczając polityków, a skończywszy na tematach kościelnych – wskazując biskupom, a nawet Ojcu Świętemu co powinni, a czego nie powinni robić. Osobiście nie mam sentymentu do tego zakonu i zakonników, a ze względu na czołowe postacie tego zgromadzenia – mówiąc językiem świeckim frontmanów (uważam, że określenie to jest jak najbardziej trafne w tym przypadku) trudno jest mnie przekonać – co niektórzy usilnie próbowali uczynić – że przecież nie wszyscy zakonnicy są tacy…. Pewnie, w każdej grupie społecznej, zawodowej są dobrzy i źli – ale ci źli zawsze – najczęściej – grają pierwsze skrzypce, tych widać i tych najgłośniej słychać.
W ostatnim wywiadzie – jak dotąd jedynym, mam nadzieję, że kolejnego już nie będzie, bo ten odbił się echem tu i ówdzie – jeden z członków tego zakonu powiedział, między innymi: (1:09:30) Nie ma co ukrywać, „zakonnicy tego zakonu” są znani ze swojej pychy – tak to nazwijmy, nie nazwijmy, bo to prawda, ja wyjechałem z klasztoru z takim poczuciem, ze jesteśmy perłą tego Kościoła. Myślę, że takie jest wychowanie „zakonne”. Ono ma swoje dobre cechy bo uczy cię poczucia wartości – i to jest fajne, ale ma także swoje złe cechy bo się uznajesz za lepszego od innych. Ja wyjechałem z taką misją, że kiedy ja zakonnik tego zakonu jak się pojawię na jakiś parafiach, to ludzie zaznają piękna Kościoła i dobra Kościoła i w ogóle tej najpiękniejszej cząstki. – Gdy słyszysz się takie słowa, to człowiek pozbawiony zostaje wszelkich złudzeń. W Kościele są oni i… długo, długo nic i reszta.
No ale nie ma co się skupiać na tym, co trudne, ale… patrzeć z nadzieją na to, że dziś opustoszały z powodu braku wiernych zabytkowy i zasłużony kościół powróci do swojej świetności, a parafia w centrum ponad półmilionowego miasta na powrót zacznie żyć pełnią życia religijnego. Takie nadzieje pokłada w tej zmianie cały mój Kościół, a z całą pewnością Jego zwierzchnicy.
Z uwagi na to, że w pierwszych dniach sierpnia świątynia, która jest własnością diecezji i tak pozostanie przechodzi pod opiekę zakonu postanowiłem pojechać tam i odprawić ostatnią Mszę świętą w kościele, który jest jeszcze naszym kościołem – parafią – diecezjalnym. W czwartek z samego rana pojechałem do parafii i wraz z jednym z księży wikariuszy odprawiłem Eucharystię o godz. 7:00. Po liturgii za przyzwoleniem księdza proboszcza – wykonałem kila fotografii świątyni, jej wnętrza i kilku zakamarków.
Kiedy tak przechadzałem się po świątyni ufundowanej przez jednego z niemieckich fabrykantów – mieszkańców mojego miasta – natrafiłem na dwa miejsca, gdzie zobaczyłem rękę mojego – nieżyjącego już – pierwszego księdza proboszcza, który był tam wikariuszem w latach ’80 przez ponad 12 lat. Kiedy byłem na pierwszej parafii mój ksiądz proboszcz często wspominał tę parafię i chwalił prężne życie duszpasterskie jakim wybijała się ta parafia na tle innych kościołów mojego miasta. Już w zakrystii przy samym wyjściu do ołtarza zobaczyłem oprawioną w ramkę modlitwę ministrantów, która była kaligrafowana przez mojego proboszcza. Ten styl pisma zawsze wszędzie rozpoznam. A gdy wszedłem na chór kościelny, to pod ścianą znalazłem napisy – słynne wycinanki – mojego Szefa. Choć od pobytu mojego proboszcza w tej świątyni minęło tyle lat – jego ślady są tam nadal obecne. To niesamowite.
Wszystko się zmienia, zmieniają się pory roku, świat idzie do przodu, jedni przychodzą inni odchodzą, a na parafiach – w życiu parafialnym – także dokonywane są zmiany. Jest mi bardzo smutno, że taka parafia – taka świątynia – przechodzi pod opiekę właśnie tego zakonu. Jeszcze trudniej przyjąć mi do wiadomości stwierdzenie, które usłyszałem z pewnych ust – że nie ma księdza diecezjalnego, który by „postawił tę parafię na nogi” – z opinią, z którą się całkowicie nie zgadzam, bo znam kilku wspaniałych naszych księży, którzy podołali by temu zadaniu. No ale… ja nie jestem od tego. Mam nadzieję, że… – jak pisałem wcześniej parafia odżyje, puste ławki kościelne zapełnią się wiernymi z całego miasta (i nie będą to wierni 70+/80+ a będą to ludzie młodzi), że będzie można usłyszeć tam przepiękny śpiew i będzie można się cieszyć pięknem liturgii z całym jej bogactwem, że będzie tam głoszone Słowo Boże, a nie pouczenia skierowane do polityków i władz kościelnych. Mam nadzieję… że parafia pozostanie parafią, a nie stanie się kościołem zakonnym – rektoralnym. Mam nadzieję… a jak mówi Słowo Boże – nadzieja zawieść nie może (Rz.5.5.)
Ciekawe jest tylko jedno… w ostatnich dniach w mediach tego zakonu jak i innych mediach katolickich można przeczytać, usłyszeć i zobaczyć informację tej treści – cieszymy się bo dostajemy parafię w tym mieście. Dostajemy parafię od biskupa…. A jeszcze tak niedawno we wspominanym już wyżej wywiadzie ów zakonnik – frontman polskiej prowincji zakonu mówił cyt: ja pochodzę spod Częstochowy i byłem w seminarium w Częstochowie, bo zanim wstąpiłem do zakonu, to najpierw byłem u czarnych – tak zwanych. Jak mówią moi bracia – po dwóch latach się nawróciłem i wstąpiłem do zakonu. (58:38). No to jak to jest? Czyżby Elita Kościoła cieszyła się z parafii, którą dostaje się od czarnych? Czy warto brać coś od tych czarnych? Czy Kościół jest nasz i wasz – lepszych i gorszych? Kościół elity i….?