Przyznam, że nie spodziewałem się takiego obrotu sprawy. Oto w ostatnią niedzielę czerwca, w parafii gdzie posługuję – zostałem, poproszony przez księdza proboszcza, by pozostać jeszcze na jednej Mszy świętej o godz. 9:30, gdyż będzie ona celebrowana w intencji czerwcowych solenizantów. Jako, że nie miałem w niedzielę obowiązków zawodowych przed i w południe przystałem na tę prośbę.
Wraz czterema pozostałymi księżmi poszliśmy do ołtarza modląc się w Mszy świętej koncelebrowanej. Jedna z intencji była za solenizantów. To nie ukrywam, bardzo miłe jak wierni modlą się za swoich księży – choć tak naprawdę żaden ja ich ksiądz, bo pomagam tylko niedzielę i święta. Jednak pod koniec liturgii tuż przed błogosławieństwem przedstawiciele, aż trzech grup parafialnych złożyli życzenia, wręczyli upominki i.. to dla mnie bardzo, bardzo miłe – dlatego o tym piszę – podziękowali za kazania. Kurcze, to niesamowite, ze to co robisz, piszesz, na co poświęcasz czas ma sens, i dla kogoś coś znaczy. Na koniec życzenia złożył ksiądz proboszcz, który – to też dla mnie osobiście bardzo ważne – podziękował za coniedzielną posługę w parafii i powiedział, że chyba ta posługa jest owocna, skoro wielu z was przychodzi specjalnie na 6:30 w każdą niedzielę i chce wraz z księdzem – się modlić. To dla mnie było bardzo, bardzo miłe.
Nie piszę tego by się chwalić, ale pokazać, że takie sytuacje są niezwykle motywacyjne dla duchownych. Pozwalają „rozwinąć skrzydła” dać wiele radości i poczucia, że to, co się robi ma jakiś sens, jest komuś potrzebne. Ja osobiście jestem też wdzięczny za to, że będąc księdzem bez parafii – posługując jako dziennikarz – mam gdzie się zahaczyć, mam gdzie posługiwać jako ksiądz.