Dwa tygodnie temu, mój przełożony Ksiądz Kanclerz, zwrócił się do mnie z prośbą, bym zastąpił Go w prowadzeniu skupienia dla szafarzy Eucharystii. Próbowałem (nie ukrywam) się wykręcić, gdyż nie czuję się ani autorytetem, którego by można było słuchać, dalej dobrym mówcą, a i wiedzy nie mam zbyt dużej by mówić do ludzi: wykształconych, doświadczonych życiem rodzinnym i duchowym.
Na nic się jednak zdały moje protesty, by zastąpił Go któryś z profesorów WSD. Klamka zapadła, zgodziłem się przyjąć odpowiedzialność za spotkanie, przygotować je i mieć odwagę stanąć przed grupą 100 chłopa, gdzie każdy z nich, jest starszy ode mnie, przynajmniej o 3,4 lata.
Gdy poszedłem do szpitala kilka dni temu, miałem czas na myślenie i pisanie, i wykorzystałem go, by napisać konferencje (miałem do przygotowania dwie). Pierwsza z nich dotyczyła szafarza i jego posługi przy ołtarzu Pańskim. Była to konferencja bardziej praktyczna i traktowała temat bardzo szeroko – począwszy od stroju i wyglądu, poprzez formację duchową, skończywszy na szatach i naczyniach liturgicznych. Druga konferencja, dotyczyła szafarza, który jest ojcem, mężem a nawet dziadkiem. Chodziło mi, by pokazać, że najpierw należy wykonać swoje obowiązki i nie zaniedbywać domu i rodziny, a dalej być sługą ołtarza. Gdy będzie działanie odwrotne, wówczas będzie coś nie tak.
Obok konferencji, przygotowałem dwa kazania mszalne, nabożeństwo pokuty z rachunkiem sumienia i homilią oraz drogę krzyżową. Tak prezentowała się całość tego dwu dniowego dnia skupienia. Tak przygotowany pojechałem, w piątek na spotkanie z szafarzami.
W piątkowe popołudnie w domu rekolekcyjnym mojej diecezji rozpoczęliśmy skupienie, które początek swój, miało mieć od kolacji, na której się przedstawiłem i na której zaprosiłem na drogę krzyżową, która odbyła się inaczej niż zwykle, gdyż nie w kaplicy, a na dworze. Postanowiłem, że pójdziemy z pochodniami, modlić się w plener. Jak pomyślałem, tak też zrobiłem. Na strychu mojej kamienicy wynalazłem 4 pochodnie, które wyczyściłem, kupiłem parafinę i zabrałem ze sobą. Przygotowałem też rozważania (zapożyczając je od mężczyzn św. Józefa) i rozdałem je uczestnikom, by oni zaangażowali się w to nabożeństwo. Tak też się stało. Czterech mężczyzn niosło pochodnie, krzyż był przekazywany od stacji do stacji, niósł kto inny, i 14 facetów czytało rozważania. Muszę przyznać – super przeżycie.
Następnie była Msza św. z kazaniem, a dzień zakończył się modlitwą Apelu Jasnogórskiego, podczas, którego w swoim rozważaniu nawiązałem do fragmentu ewangelii, o nawiedzeniu św. Elżbiety przez Maryję.
Następnego dnia, w sobotę rano rozpoczęliśmy od jutrzni, potem byłośniadanie i nabożeństwo pokutne z rachunkiem sumienia i możliwością spowiedzi. Którym synem jestem? Tym marnotrawnym, czy tym, który służy Ojcu od początku i nawet nie pomyśli by odejść, a potem wymawia się Ojcu? Rachunek sumienia, zrobiłem typowo męski z pytaniami o obowiązki męża i ojca. Odzew był w spowiedzi, która miała trwać 1 godzinę, a trwała przeszło 2 godziny. Zamiast 5 może 6 kapłanów, było nas 3 – ale i tu Pan Jezus okazał się łaskawy, gdyż udało się nam „opanować sytuację”.
Następnie były dwie konferencje z przerwą pomiędzy nimi. Przyznam, że bałem się, że mam za mało treści, że 45 min, to zbyt wiele czasu na to co mam napisane, mam za mało, ale… znów PAN Bóg zaskakuje. Z 45 min, zrobiła się godzina i jeszcze było mało, więc musiałem skracać.
Po konferencjach mieliśmy Mszę świętą, podczas której, nawiązując do ewangelii o sprawiedliwym i celniku i ich modlitwie powiedziałem, nt. pychy i wyniosłości w służbie Bożej. Wskazując, że każdy z nas jest grzesznikiem i nie wolno nam myśleć nawet, że jesteśmy lepsi od innych w kościele, bo stoimy przy ołtarzy Pana.
Po Eucharystii był obiad i tzw. wolne wnioski – pytania skierowane do prowadzącego. Skupienie zakończyliśmy Koronką do Bożego miłosierdzia.
Tak zakończyłem niesamowitą przygodę, którą mi PAN Bóg zgotował. Po raz kolejny mogę zaświadczyć, że PAN Jezus ma niesamowite poczucie humoru, że zaskakuje i zdumiewa, a przy tym daje tak wiele radości. Moim doświadczeniem jest także to, że za ofiarowane serce, otrzymuje się serce, a to największa nagroda!