W grudniu ubiegłego roku, zostałem zaproszony jak co roku, bo tak jest w tradycji szkolnej, na bal klas trzecich, znany pospolicie jako studniówka, na sto dni przed maturą. Oczywiście z radością odpowiedziałem na to zaproszenie, które podarowane w formie papierowej, wyglądem przypominało mundurek szkolny, który noszą na co dzień uczniowie mojej szkoły.
To już kolejny raz jestem na takim balu, dokładnie po raz 7 no chyba, że licząc swoją to po raz 8. Jednego roku nie zostałem zaproszony, gdyż nie uczyłem klas III.
100 – dniówka odbyła się na sali balowej, zwanej białym pałacem. To dworek stylizowany na pałac z wielką salą balową o wystroju iście królewskim. Uroczystość rozpoczęła się od Poloneza, wykonanego przez uczniów, po którym miały miejsce podziękowania dla nauczycieli i wręczenie kwiatów, ja też dostałem.
Potem był obiad i Walc, do którego uczniowie prosili nauczycieli. Niestety ale i stety zostałem i ja poproszony o taniec z uczennicą, której (Bogu dzięki!) nie znałem. Bogu dzięki, gdyż nie potrafię tańczyć walca i była to mega kompromitacja, ale jakoś tam się udało!
Kolejne posiłki ciepłe przy stole, rozmowy nauczycielskie i parkiet, na którym niestety uczniowie chyba nie za bardzo się bawili. Owszem przybywali tańczyć „falami” jednak brakowało ciągłości – tak bym to nazwał. Zrobiłem także kilka fotek, by potwierdzić te słowa.
Na balu obok trzecioklasistów bawili się także młodsi uczniowie, którzy byli osobami towarzyszącymi maturzystom. Przyznam, że było ciężko na pierwszy rzut oka ludzi poznać. Fryzura, makijaż, ubranie – to wszystko niesamowicie zmienia człowieka. Młodzi się starzeją, a starsi wyglądają jak dziadki.
Zrobiłem sobie także foto na pamiątkę z moimi uczniami, (szczególnie dla czytających, wiedzą o kim piszę) proszę o nie komentowanie tego ani tu, ani nigdzie indziej!
Po północy wraz z jedną z koleżanek nauczycielek, zmyliśmy się do domu. Niedziela to dla mnie normalny dzień posługi, nie wypoczynku, stąd rozsądek podpowiadał, że trzeba wracać.